Popularne posty

piątek, 8 sierpnia 2014

Ot to Pęczotto!

Uwielbiam risotto. Ten subtelny, rozpływający się w ustach smak masła, sera, wina.. do tego fenkuł, albo podgrzybki.. czy jesteście już w stanie wyższego łechtania zmysłów jak ja?
Często zapominamy o polskich produktach, ale na szczęście kasze są klasyką do której prędzej czy później wraca każdy. Znacie Kaszi? Takie sushi z kaszy? Ja jeszcze nie jadłam ale to musi być pyszne! Skoro kaszom nie straszna nawet kuchnia azjatycka czemu nie miałaby się zmierzyć z włoską?
Nie ma żadnego powodu by stawiać ryż ponad kaszę! Kto nie wierzy niech choć raz zamieni arborio na pęczak, w mojej lub w każdej innej wersji. Jeśli jesteście gotowi podjąć to wyzwanie oto:

Pęczotto pomidorowe z dorszem i kalmarami
- kasza pęczak
- przecier pomidorowy (ja używałam przecieru firmy PODRAVKA, ważne aby przecier był płynny)
- 2 filety z dorsza (kostki), kalmary (lub każde owoce morza jakie lubicie). Przed rozpoczeciem gotowania składniki muszą być rozmrożone
- parmezan
- białe wino półwytrawne
- czosnek
- cebula
- sól
- pieprz
- chilli mielone lub świeże

Na patelni rozpuszczamy masło, siekamy cebulkę i czosnek (można też skroić go w grube plastry- ja tak lubię najbardziej) i wrzucamy na patelnię. Jak tylko cebula się zeszkli wrzucamy kasze pęczak prosto z opakowania. Po chwili smażenia wlewamy kieliszek białego wina (powinno ono zakryć kasze i cebulę), czekamy aż ciecz odparuje. Zalewamy patelnię przecierem pomidorowym. Odparowujemy wodę cały czas mieszając. Filety z dorsza i kalmary kroimy w kosteczkę. Jeśli w miedzy czasie woda z przecieru zdążyła już odparować dolewamy zwykłej przegotowanej wody z czajnika. Wrzucamy rybę i mieszamy. Dodajemy sól, pieprz i chilli. Cały czas mieszamy. Dodajemy znów przecier pomidorowy i czekamy aż odparuje. Jeśli kasza nie jest miękka (powinna być lekko al'dente) to dolewamy przegotowanej wody i przecieru na zmianę uważając by zawsze były to małe ilości. Na koniec dodajemy masło i parmezan- wszystko mieszamy i wykładamy na talerze. Na koniec posypujemy pietruszką i parmezanem.




Bon Appétit,
Mon

poniedziałek, 28 października 2013

POST GOŚCINNY: Zachcianki Pawła Zaszczudłowicz

Z całą powagą i ceremonią przedstawiamy kolejny wpis naszego korespondenta zagranicznego- Pawła. O Pawle poczytać możecie -tutaj- a o chrupaniu kobiety, poniżej :)

Paweł Zaszczudłowicz- autor przepisu

Nieoczekiwane zachcianki czasem bywają bardzo miłe . Pamiętam szczególnie jedną, poranną, bardzo uroczą, to nie była moja zachcianka, no może troszeczkę :)
Czy jedną przyjemność może zastąpić drugą?  Nie! Na pewno nie!
Najlepiej je po prostu połączyć :)
Moja dzisiejsza zachcianka to "chrupnąć Panią" ale inaczej.

Croque madame
(przepis dla 2 osób)
- 4 kromki chleba tostowego
- 2 jajka
- 12 dkg szynki wędzonej (dziękuje tato)
- 2 łyżki musztardy Dijon (która tak naprawdę nie jest z Dijon- fabryka została zamknięta w 2008. Ja użyłem musztardy Dijon z Chevigny-Saint-Sauveur.)
- miseczka świeżo startego sera gruyère. (ponieważ  potrawa jest francuska użyłem francuskiego  gruyère czyli tego z dziurami z regionu Savoie.)
- troszku masła
- sos beszamelowy (masło, mąka pszenna, mleko)
- sól i pieprz do smaku i dekoracji

Dla tych co nie jedzą mięsa aby nie poczuli się jak "piąte koło u wozu" można szynkę zamienić na grzyby: kurki, smardze, rydze ewentualnie pieczarki. Pieczarki najlepiej przygotować na chrupko rzecz jasna. Zamiast grzybów mogą być warzywa: cukinia, brokuł, ziemniaki, jakaś ciekawa mieszanka....

Zaczynamy:
Najpierw należy wysmarować kromki tostowe masłem, nada im to smak i zarumienią się w piekarniku. W żaroodpornych miseczkach układamy kromki tostowe, tak aby przyjęły formę naczynia. Można naciąć ewentualnie, jeśli naczynie ma fikuśny kształt, lub dołożyć pieczywa.  Ja odkroiłem skórki i odłożyłem na później- do dekoracji.
Dno naszych miseczek z chlebem wysmarowujemy musztardą, a następnie układamy w nich szynkę, posypujemy serem i na sam wierzch wbijamy surowe jajko. Do pieca!!! W piekarniku trzymamy koło 15, 20 minut w temperaturze 180 stopni.
Przygotowujemy sos beszamelowy:
Do roztopionego powoli w rondelku masła przesiewamy mąkę i roztrzepujemy trzepaczką do uzyskania jednolitej masy. Dolewamy mleko powoli, porcjami cały czas mieszając. Jeśli zrobiły nam się grudki- przelewamy sos przez sitko. Całość po zgęstnieniu zagotowujemy.
Gdy już się wszystko ładnie scali, a jajko ładnie się zetnie, wyciągamy naczynia żaroodporne z pieca.
Naszą "panią" przykrywamy delikatnie pierzynką sosu beszamelowego i dekorujemy talerz. Ja w tym celu użyłem: skórek tostów lekko przypieczonych w piekarniku, szczypiorku i kiełek rzodkiewki. Wszystkiemu akompaniuje kawa i sok ze świeżych pomarańczy.





Bon Appétit,
PZ

Ps. historię "crocqe madame" (chrupnąć Panią)  znajdziecie w internecie. Osobiście polecam spacer bulwarem de Capucines w Paryżu. Może gdzieś w menu sur l'ardoise un found d'un bar-tabac, znajdziecie spełnienie swoich zachcianek :)

poniedziałek, 9 września 2013

Podróże kulinarne


Są na świecie ludzie, którzy potrafią rzucić wszystko w jeden dzień, spakować plecak, wyciągnąć z banku oszczędności całego życia i pojechać w nieznane. Ci ludzie nie myślą o tym jakie czekają ich niebezpieczeństwa, co im się złego przytrafi, ale o tym jakie napotkają przygody, jakich spotkają ludzi i jakie nowe smaki, zapachy i faktury odkryją. Podróże i kulinaria to jakby jedno słowo ulepione z nieokiełznanej żądzy poznania.

Jeżeli chcecie wiedzieć co zjeść w danym kraju, gdzie zapuścić się aby zasmakować prawdziwej lokalnej kuchni, ten kącik jest właśnie dla Was.

Ola i Mon

Zostajemy recenzentkami

Uwaga uwaga

Przedstawiamy dział recenzencki. Tutaj znajdziecie nasze opinie o miejscach w których jadamy.
Już niedługo specjalnie dla Was teksty o restauracjach zarówno w Warszawie jak i w Krakowie. Bądźce czujni :)

Ola i Mon


niedziela, 8 września 2013

Nowy stary król

Król powrócił.
Jakiś czas temu szykanowany zewsząd eko propagandą ukrył się w jakimś zacisznym kąciku i czekał. Bezkrólewie ciągnęło się latami, choć oczywiście w związku z tym, że przyroda nie znosi pustki podjęto próby wypełnienia owej luki. Świat zalały nędzne kopie króla- uzurpatorzy, którzy także z czasem zostali wyparci. Przyczyną ich klęski byli egzotyczni celebryci mający za oręż pionowe ruszty i tańczący na dansingu wielkomiejskich nocy.
Choć wielu spisało go już na straty, on czekał, wzywany czasem zaklęciami ze starych, amerykańskich książek kucharskich. W końcu przyszła ta chwila, ten moment, by ponownie triumfalnie wjechać do miasta, w nowej krasie, odebrać utraconą potęgę. Nie wahał się tego zrobić i zapowiadany pomazanymi kredą tabliczkami, oto jest- król miasta, nocy, albo lunchu- prawdziwy, soczysty hamburger.

Nie znam dużego miasta w Polsce w którym nie byłoby obecnie dobrej hamburgerowni- slowfoodowej, z intrygującymi dodatkami, ze świeżych, lokalnych produktów. Ich popularność stale rośnie, co zupełnie mnie nie dziwi, ponieważ sama ulegam ich urokowi. Poza pyszną kanapką, zazwyczaj można tam spotkać grube frytki, chrupiące na zewnątrz i aksamitne w środku, a także zestawy przeróżnych sosów. Niech potęga króla trwa! Ku chwale naszych żołądków!

Ja dziś zaproponuję Wam swoją mięsno- pikantną wersję. Panowie i Panie:

Hamburger z boczkiem i chilli

- bułka- ja używam pszennej kajzerki
- mielona wołowina (około 100- 150 gram na porcję)
- żółtko jajka
- boczek w plastrach (stosunek mięsa do tłuszczu musi być dodatni na rzecz mięsa)
- cebula biała
- liść sałaty
- pomidor
- sól, pieprz
- pikantny gęsty sos chilli np. taki

Mięso mielone wrzucamy do miski, dodajemy żółtko i pieprz. Formujemy kotlecik i oprószamy go solą. Na rozgrzaną patelnię grillową kładziemy kotleta i smażymy około 2ch minut na stronę. Na tej samej patelni kładziemy boczek, który smażymy około minutę na stronę (aż się ślicznie pofaluje). Bułkę rozcinamy, na dolnej połowie rozsmarowujemy gęsty sos chilli (nie może być lejący, musi zawierać miąższ), potem kładziemy liść sałaty, świeże krążki  białej cebuli, kotleta, pomidora, boczek i przykrywamy kolejną bułką. Idealnym dodatkiem są oczywiście frytki- dla tradycjonalistów z ketchupem, dla belgów z majonezem :)



Bon Appétit,
Mon

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

POST GOŚCINNY- Opowieść o pieczywku, które nie jest bagietką

Nigdy nie pisałem bloga, a co dopiero bloga gościnnego, nie odmówiłem jednak, kiedy zostałem o to poproszony i szczerze mówiąc robię to z największą przyjemnością.


Paweł Zaszczudłowicz- ostatni gentelman. Radiolog prześwietlający nie tylko ciała, ale i (szczególnie kobiece) dusze. Miłośnik muzyki, jedzenia, fotografii i szampana. 

Chciałbym zacząć od tego, że niedokońca trzymam się przepisów i z reguły daje wszystkiego na "oko" :) albo jak to mówi jedna z moich ulubionych gospodyń wiejskich "troszku".

Tak się składa, że mieszkam w kraju, którego mieszkańcy nawet pizzę zagryzają sławną bagietką :) a pierwsze zdanie którego należy się nauczyć przyjeżdżając tutaj to „une baguette s’il vous plait”

Jak poznać dobre pieczywo? Nie po zapachu, nie po wyglądzie, ale po dźwięku. Najlepsze pieczywo to symfonia chrupnięć! (dziękuje Colette)

Więc: Opowieść o pieczywku które nie jest bagietką

Grissini
- mąka pszenna na oko 400g
- „troszku” wody letniej (szklanka 250ml)
- kieliszek oliwy z oliwek 50 ml na oko oczywiście ( może być smakowa w zależności od upodobań, ja dałem zwykłą, którą dostałem od Ahmeda)
- drożdże 25g
- cukier „troszku” łyżeczka
- sól 2 łyżeczki

Grissini przed włożeniem do pieca posmarujemy oliwą i posypiemy grubo mieloną solą .

Drożdże rozrobiamy z cukrem i odrobiną wody (pozostawić przez jakieś 10, 15 min) dodajemy mąkę ( ja przesiałem na sitku), oliwę, sól- wszystko łączymy ze sobą zagniatając elastyczne ciasto, które odstawiamy na godzinkę- niech rośnie. Formujemy paluchy nie za grube (jeszcze urosną). Kładziemy paluchy kolejno na blachę, którą wcześniej wyłożyłem papierem do pieczenia. Smarujemy je oliwą i posypujemy grubo mieloną solą. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez jakieś 15- 20 minut, aż się zarumienią.


Bon Appétit,
PZ

Ps. to co mi dzisiaj wyszło trudno nazwać prawdziwym grissini, najprawdopodobniej to kwestia wilgotności powietrza, mimo wszystko pieczywko było bardzo smaczne. Podałem je z sałatką z kiełków i koziego sera oraz kieliszkiem wina.


środa, 10 lipca 2013

Truskawki w wersji m(i)ęskiej

Przyjmowanie gości to idealny moment wprowadzający pewną część święta do zwykłej codzienności. Uwielbiam spotkania cykliczne u Oli na winko i komedię romantyczną, ale także wszystkie obiady, podwieczorki i kolacje jakie mam możliwość przygotować osobiście, żeby ucieszyć swoich przyjaciół. Nie myślcie sobie jednak, że moja zwariowana dusza pozwala mi odtwarzać w takich sytuacjach jedynie przepisy wcześniej wypróbowane- o nie! W towarzystwie moich bliskich najlepiej sprawdza mi sie całkiem nowe przepisy.. wiem przecież, że jeśli to, co ugotuję nie będzie smaczne, nie obrażą się za szybką zmianę planów i zamówienie pizzy.
Tym razem obiad był wyjątkowy z dwóch powodów- po pierwsze stał sie częścią uświetnienia przyjazdu gościa, który nie mieszka na stałe w naszym kraju acz tęskni do niego bardzo. Po drugie był to mój pierwszy obiad proszony uczyniony w mojej nowej kuchni, znajdującej się w moim nowym mieszkaniu, które z kolei mieści się w całkiem nowej, małopolskiej lokalizacji.
A więc obiad. Lato. Dwóch mężczyzn i ja.. jak to pogodzić? Oczywiście poprzez..

Stek wołowy w wytrawnej konfiturze truskawkowej
(porcja na dwie osoby)
- 10 dużych, ładnych truskawek
- szklanka czerwonego wytrawnego wina
- dwie łyżki stołowe cukru
- pieprz
- dwa steki wołowe
- mięta świeża
- sól, pieprz

Na suchą, małą patelnię wrzucamy pokrojone w ćwiartki truskawki, podlewamy winem i gotujemy na małym ogniu przez około 30 minut. Po tym czasie rozgniatamy truskawki widelcem i do sosu dodajemy dwie łyżki stołowe cukru, oraz kilka solidnych przekręceń młynka pieprzu. Na drugiej patelni rozgrzewamy tłuszcz (jak kto woli- masło lub olej), wrzucamy do niego kilka listków mięty i smażymy wcześniej nakłute i oprószone solą i pieprzem steki. W zależności od tego jak bardzo mają być one wysmażone trzymamy je na patelni - krwiste po 1,5 minuty z każdej strony, medium po 3 minuty i well done po pięć minut. Oczywiście wszystko zależy od grubości mięsa, także najlepiej sprawdzi sie tu specjalny termometr mówiący o temperaturze mięsa i wskazujący kiedy jest dobry moment aby zdjąć je z ognia.
Ja podałam swoje steki na puree z kopru włoskiego, jednak spokojnie koper można zastąpić kilkoma ugotowanymi ziemniakami lub też grillowanym korzeniem pietruszki.


Bon Appétit,
Mon

poniedziałek, 24 czerwca 2013

O życiu i polędwicy

Życie to ciąg wyborów. Małych, codziennych, w markecie kupując składniki na kolację, w autobusie wybierając miejsce, na którym zasiadając odbędziemy podróż, czy podczas wybierania filmu na wieczór. Tysiące szybkich, czy mało oddziałujących na nas decyzji przeplata się także z tymi dużymi, ciążącymi potem na naszej rzeczywistości, czy w końcu pozwalającymi ją w jakimś sensie oswobodzić. Od wyborów nie da sie uciec. Można próbować zrzucić je na kogoś innego, ale samo to jest juz przecież jakąś decyzją. Można jednak nauczyć się wybierać dobrze. Zgodnie ze sobą. Można błąd czy porażkę wpisać w część dobrej decyzji- naszej własnej, prawdziwej, słusznej. Ja podjęłam ostatnio kilka takich naprawdę ważących sporo wyborów. Spoglądałam na problem z różnych stron, patrzyłam czy gdzieś przywarł on do podłoża bardziej a gdzieś mniej, stukałam w niego jak w słoik, kiedy nie da się odkręcić wieczka. W końcu decyzje przyniosły swój rezultat i mogę teraz raczej spokojnie podążać w wybranym przez siebie kierunku. Dobrze jest umieć odnaleźć w sobie harmonię i spokój.. a cóż może być bardziej przydatne w tym poszukiwaniu, jeśli nie dobrze skomponowane danie, które ukoi wszystkie nerwy i niepewności.. Zapraszam Was na mój yin i yang  kulinarny, czyli

Polędwiczki wieprzowe z chrupiącym boczkiem na polencie ze szparagami w sosie holenderskim: 
- polędwiczki wieprzowe
- kilka cienkich plasterków boczku
- kaszka kukurydziana (pół kubka)
- szparagi
- 4 żółtka
- pół kostki stopionego masła i jedna łyżka masła twardego
- dwie łyżeczki soku z cytryny
- sól, pieprz

Do garnka wlewamy wodę (około pół litra), solimy, zagotowujemy i wsypujemy pól szklanki kaszki kukurydzianej. Cały czas mieszając czekamy aż kasza zgęstnieje i dodajemy łyżkę masła. Wyłączamy ogień i czem prędzej przekładamy kaszkę do płaskiej, najlepiej wąskiej miseczki, rozprowadzając ją tak, aby wypełniła całe naczynie. Polędwiczki solimy i pieprzymy z obu stron, po czym smażymy na odrobinie rozgrzanego oleju. Na patelnię wrzucamy boczek i smażymy z obu stron do chrupkości. W osobnym garnku Podgotowujemy szparagi tak, aby były chrupiące (ok. 10 minut). Szparagi przed włożeniem do garnka z gotującą się wodą płuczmy i wyginamy tak, aby zdrewniała część odłamała sie od reszty. Tę resztę właśnie wrzucamy do garnka z osoloną wodą i gotujemy (na stojąco). W międzyczasie robimy sos holenderski: w metalowej miseczce roztrzepujemy cztery żółtka jajek. Miseczkę z żółtkami stawiamy na garnku z gotującą sie wodą cały czas mieszając. Dolewamy odstawione wcześniej stopione masło, sól i pieprz, cały czas mieszając. Dolewamy dwie łyżki soku z cytryny uważając, aby sos się nie ściął, mieszamy i zdejmujemy z garnka. Na koniec wyjmujemy kaszkę z miseczek i na patelni, na której smażyło sie mięso (zdejmujemy je na chwilę) obsmażamy ją z dwóch stron. Kaszka powinna przyjąć kształt miseczek i tworzyć zwarty byt, nierozpadający sie od przerzucania na patelni. Na koniec układamy na talerzu kaszkę, na niej polędwiczki, na nich boczek, obok szparagi, a całość polewamy sosem.





Bon Appétit,
Mon


środa, 8 maja 2013

Na ochłodę emocji i nie tylko

Upały!! uuuuppppaaaałłłyyy!! Nareszcie!
W sercach rozkwita jeszcze rozbuchana emocjami wiosna, ale organoleptycznie niezaprzeczalnie i bezsprzecznie panuje już lato.
Nie mogę się już doczekać kwaszonych ogórków (Martyna- patrzę w Twoim kierunku :)), niezmierzonej ilości lodów jakie zamierzam pochłonąć i.. cudownie kojącego rozgrzane serca i ciała chłodniku..
Czerwony barszcz plamiący idealną kremową taflę zupy, jak uwalana porzeczkami dziewczęca sukienka, albo nakrapiany robaczek zagubiony posrod traw.. mmm poezja kryje sie nie tylko w słowach ale i w jedzeniu.

Dla wszystkich Was pływających w eterycznym stanie, tym czy owym wywołanym:

Chłodnik
-pęczek botwinki
-pęczek rzodkiewek
-2 zielone ogórki
-świeży szczypiorek
-świeży koperek
-dwa ząbki czosnku
-trzy duże kubki jogurtu naturalnego
-jeden mały kubek gęstej śmietany 18%
-kilka chlustów barszczyku czerwonego (jeśli nie mamy domowego to polecam ten marki Krakus)
-sól i pieprz
-jajko na twardo (po jednym na porcję)

Na początek odcinamy buraczki od botwinki, obieramy je, siekamy w kosteczkę i podgotowujemy 15 minut w niewielkiej ilości wody. Resztę warzyw tniemy również w kosteczkę. Do garnka wlewamy jogurty i śmietanę, dodajemy sprasowany czosnek oraz barszczyk (do uzyskania wściekle różowego koloru jak na zdjęciu). Dodajemy wszystkie pokrojone warzywa. Całość doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Na dnie miseczki kładziemy przekrojone na pół jajko na twardo i zalewamy chłodnikiem.




Bon Appétit,
Mon

poniedziałek, 6 maja 2013

Koszmar dorosłego przedszkolaka

Śniadanie- pierwszy posiłek uświetniający każdy kolejny dzień. Chciałabym zawsze mieć czas aby celebrować tę chwilę w odpowiedni sposób, nie tylko poprzez pyszne jedzenie, ale również przez wspólne czytanie gazety okraszone wzajemnym przerzucaniem się co ciekawszymi kawałkami, popijanie kawy i ten szczególny rodzaj porannego relaksu, który jest takim rozciąganiem się przed dniem biegnącym tempem najlepszego sprintera.
Lubię śniadania różne- kanapki, sałatki owocowe, croissanty z dżemem i.. kaszki. Tak- nie przesłyszeliście się. Kaszka manna, choć nieodmiennie kojarzy się wciaż jeszcze z okropną szarą breją podawaną w przedszkolu, lub też kaszką typowo dla maluteńkich dzieci, potrafi być całkiem fajnym śniadaniem dla całkiem dorosłych osób. Takie kulinarne podróże sentymentalnie potrafią przełamać stereotypy nabywane i kultywowane latami. Szpinak, watróbka, kasza na mleku- myślicie, ze to paskudztwo? Spójrzcie jak wygląda:

Kaszka manna z malinami i musem z czarnego bzu
-kaszka manna błyskawiczna (np. Kupiec)
-mleko
-syrop do herbaty malinowy
-maliny świeże lub mrożone
-mus z czarnego bzu lub jakakolwiek inna nie za słodka konfitura
-orzeszki pinii (można je zastapić innymi niezbyt wyrazistymi w smaku orzechami)

Kaszkę zgodnie z instrukcją na opakowaniu gotujemy w szklance mleka stale mieszając. Chcemy uzyskać konsystencję gęstej masy. Po ugotowaniu kaszki przekładamy ją do miseczek, po czym na środku robimy otwór sporej wielkości. Do otworu wlewamy syrop malinowy. Brzegi kaszki smarujemy musem z czarnego bzu, a potem obsypujemy orzeszkami pinii. Całość dekorujemy malinami.


Bon Appétit,
Mon