Popularne posty

środa, 24 lutego 2010

Łapu- capu

Ten post dedykuję pani Agacie Wajdzie- Tylek, która wykonała naprawdę świetną robotę wychowując swoją córkę.

Właściwie lubię "tę idiotkę Emily". Jak już się pewnie domyślacie sformułowanie "ta idiotka Emily" występuje jako nazwa własna, ponieważ inaczej się o niej nie mówi. Nigdy w życiu nie widziałam owej kobiety, ale razem z Olą wyobrażamy ją sobie jako nieco otyłą blondynkę z rozmytymi oczyma, przykusą spódnicą i na olbrzymich szpilach. Ta idiotka Emily psuje Oli krew codziennie pisząc "te idiotyczne maile". Na domiar złego podwładna tej idiotki Emily, która również codziennie psuje krew Oli, postanowiła doścignąć swą szefową w sztuce pisania tych idiotycznych maili i powiem-Wam-w-sekrecie idzie jej nieźle. Obie kobiety (które na pewno są brzydkie i mają cellulit) doprowadzają Olę do skraju wytrzymałości. Dlatego, wstyd się przyznać, trochę je lubię. Gdyby tego nie robiły, Ola nie wpadałaby w niesamowicie zintensyfikowaną chęć na wieczór z winem, gotowaniem i filmem. Wierzcie mi lub nie ale to jest naprawdę największa radość jaka może człowieka spotkać w ciągu tygodnia. Popijanie 11% wina z wielkich kieliszków nad patelnią ze skwierczącą kurą kiedy w tle leci Ella Fitzgerald jest bezcenne. Tak więc gotowałyśmy, piłyśmy i oglądałyśmy film. Oczywiście Julie i Julia, chociaż w repertuarze tego typu spotkań jest również Notting Hill i Mamma Mia.
Podobno kucharz jest kucharzem, jeśli tworzy, a nie odtwarza. To ma dla mnie głęboki sens, szczególnie po trzecim kieliszku, kiedy to absolutnie wszystko ma dla mnie głęboki sens i odkrywam w sobie nieopisane pokłady inwencji twórczej. Zrobiłam wiec kurczaka w migdałach z sosem miętowym. Brzmi plebejsko i smakuje plebejsko. Powinnam nazwać go jakoś wymyślnie i obiecuję, zrobię to jak tylko dopracuję sos miętowy tak, aby absolutnie ścinał z nóg.
Zostając na noc u Oli zawsze czuję się jak mała dziewczynka. W jej niewielkiej łazience na wannie piętrzą się buteleczki z niesamowicie pachnącymi kosmetykami, dosłownie cała drogeria. Ola pozwala mi korzystać ze wszystkich zasobów łazienki, ponieważ jako dobra gospodyni dba o to, żeby mi było wygodnie i żeby mi niczego nie zabrakło. Dzięki temu czuję się jakbym odwiedziła spa, choć pewne nabyte w dzieciństwie cechy charakteru sprawiają, że jest mi trochę wstyd, tak jakbym zakradała się do garderoby mamy.
Nic nie jest w stanie wyplenić ze mnie kobiety, jaką staję się po wizycie u sfrustrowanej Oli. Rodzi się wtedy we mnie nowa jakość kucharki gotującej modne dania i wysławiającej się w skomplikowany sposób. Przedstawiam Wam wiec zatem przepis na:

Kotleciki schabowe z włoskim boczkiem i wędzonym serem

- schab- najlepiej pocięty już na kotlety
- boczek włoski (da się go dostać w carrefourze na rondzie ONZ) w plasterkach
- ser wędzony w plasterkach
- musztarda sarepska
- jajka
- bułka tarta

Umyte mięso trzeba zbić, posolić i popieprzyć. Następnie smarujemy porcję mięsa z jednej strony musztardą, kładziemy plasterek boczku i plasterek sera po czym zawijamy. Kiedy zawiniemy wszystkie kotleciki rozgrzewamy patelnię (nie należy szczędzić oleju). Roztrzepujemy jajka, wysypujemy na talerzyk bułkę tartą i panierujemy na przemian w jednym i w drugim co najmniej trzy razy. Smażymy na głębokim oleju.

Bon Appétit,
Mon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz